O tym właśnie myślałam wracając jak co dzień ze szkoły. O tym, i że nie chcę być samotna. Co prawda miałam Megan - moją ukochaną, starszą o dwa lata, osiemnastoletnią siostrę. No i mamę. Moją kochaną, cudowną matkę, która zawsze mi pomagała w trudnych chwilach. Choć nadal pragnęłam mieć przyjaciółkę lub ukochanego, to przy niej rażący ból samotności malał.
Bardzo je obie kochałam...
- Cześć, Susanne! - zaczepiła mnie nieco dziwna znajoma z klasy, Lizzie.
- Hej Liz. - uśmiechnęłam się ciepło.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko delikatnie dotknęła moich blond loków.
- Też bym takie chciała. - wyszeptała.
Szczerze mówiąc, ja zazdrościłam jej włosów. Miały kruczoczarny kolor, poza grzywką, która była różowa. Włosy sięgały jej do szyi.
Jakoś w głębi duszy czułam, że mogłybyśmy przy odrobinie szczęścia zaprzyjaźnić się, ale nie wiedziałam czemu.
- Muszę... już iść. Jadę do miasta. - Lizzie zerwała się nagle z miejsca i pobiegła w stronę swojego domu.
Doskonale ją rozumiałam. Wyjeżdżanie poza granice naszego miasteczka Living było nie lada atrakcją. Sama wyjechałam stąd tylko kilka razy w ciągu swoich szesnastu lat.
Postanowiłam także już wrócić, zanim mama przyjedzie z pracy i zobaczy bałagan panujący w domu.
Szybko otworzyłam drzwi i wbiegłam do domu, przedzierając się przez liczne koszyki z praniem.
Jak burza wpadłam do kuchni, gdzie... stała mama.
- Co to ma być?! - wrzasnęła wściekła.
- Mamo... - pisnęłam.
- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytała ostro.
- Ja... Nie zdążyłam sprzątnąć.
- Świetnie. Przychodzą dziś moi znajomi, a cały dom stoi nieposprzątany. - mama była mocno poddenerwowana.
- Posprzątam! - zawołałam, nieco zbyt piskliwie.
- Och, nie przemęczaj się! Musisz mieć przecież siłę, żeby leniuchować na kanapie i oglądać serial! - krzyknęła mama.
Spojrzałam na nią osłupiała. Nigdy wcześniej nie skarżyła się na brak pomocy z mojej strony.
Parę sekund potem wybiegłam z kuchni i pognałam na górę do swojego pokoju. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i zbiegłam na dół.
- Susanne... - mama stała na progu domu i spoglądała na mnie zatroskana.
- Nocuję u Megan. - powiedziałam ostro i wyszłam. Mama wiedziała, że jej nie oszukam i pójdę do siostry, więc nie biegła za mną.
Szybko dotarłam do domu Meg i nie pukając, weszłam do środka.
- O, to ty Sus? - zawołała z salonu siostra.
- Tak, ja. - wyszeptałam, jednak w moim głosie słychać było, że zbiera mi się na płacz.
- Co się dzieje? - zapytałam Megan, po czym mocno mnie przytuliła.
Opowiedziałam jej o całej sytuacji, którą ta po kolei przeanalizowała i stwierdziła, że wina leży po obu stronach. Bardzo ją kochałam za to jej "wstrzymywanie się od głosu". Pomagało mi to.
Kiedy było już późno, siostra ostrzegła mnie, żebym rano od razu poszła do domu, bo ona wyjedzie do pracy, zanim zdążę się obudzić. Pożegnała się ze mną i obie poszłyśmy spać. Od dawna nie spało mi się tak dobrze i spokojnie jak w tę noc...
***
Rano zgodnie z tym, co mówiła Megan, obudziłam się w pustym domu. Ubrałam się, uczesałam, zjadłam śniadanie i wzięłam szybko prysznic.
Dzień był piękny i słoneczny, jednak miasto jeszcze spało. Zapewne wszyscy obudzą się dopiero za jakieś pół godziny. Pan Mike otworzy piekarnię, a panna Lawrence wkroczy tam hardym krokiem po bułeczki śniadaniowe.
Szybkim krokiem weszłam do domu i chciałam powitać i przeprosić mamę, jednak tej nigdzie nie było.
Mamo...? - powiedziałam nieco przerażonym głosem.
Zdziwiło mnie to, w końcu przecież pracowała w miasteczku i zazwyczaj wychodziła dopiero za godzinę.
Tymczasem na dwór zaczęło wychodzić coraz więcej osób. Wszyscy byli przerażenie, ale nie wiedziałam co ich tak przestraszyło. Jednak zauważyłam coś dziwnego, ale nie mogłam zrozumieć co. Dopiero po chwili dowiedziałam się o co chodzi.
- Nie... - wyszeptałam. - To nie może być prawda...
Wśród osób stojących na zewnątrz nie było ani jednego dorosłego.
_________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, chociaż moim zdaniem wyszedł nie najlepszy :/
Do następnej notki!
Verte